Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/belli.do-umieszczac.rzeszow.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
– Kogoś mi przypominasz – wyjaśnił.

z ich życia. Nie odwracając się, z obawy, że rzuci się

- Wybacz - Rip nie wyglądał na skruszonego. - Poczułaś się
dokładnie umyć rąk. Nie miał czasu szukać Justina. Mógł tylko
- Mówi Lee Winborn. Co mogę dla pani zrobić?
sposób, by nie tracić jej z oczu. Dotychczas nigdy nie stanowiła
co przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Kręciła się w pobliżu i czekała, aż skończy i podejdzie do drzwi. - Wszystko przy nim zrobione? - Brig wskazał głową w stronę boksu Remmingtona, odwieszając widły na hak. - Nie będzie kokardek? Cassidy zatrzęsło ze złości, ale zdołała się opanować. - Dzisiaj nie. Może w niedzielę. Roześmiał się. Wyszli na dwór. Letnie słońce leniwie wędrowało ponad szczytami gór na zachód, a gzy i osy latały nad rozlaną przy żłobach wodą. Dzień był bezwietrzny i Cassidy czuła, że jej ubranie lepi się od potu. - Niedługo będziesz mogła dosiąść swojego konia. - Brig wyjął papierosy z kieszeni. - Chyba już ci mówiłem, że chcę go ujeżdżać powoli. - Powoli? - Tak. Żeby nie złamać w nim ducha. Wytrząsnął jednego camela, spojrzał na zachodzące słońce i wsunął papierosa do ust. - Chcę go dosiąść teraz. Potarł zapałką o podeszwę buta. - Bądź cierpliwa. - Jest mój. - Nie słyszałaś, że cierpliwość jest cnotą? - Uśmiechając się półgębkiem, zapalił papierosa i wpatrywał się w nią przez chmurę dymu. - Problem chyba w tym, że nie pałasz miłością do cnót. Ich oczy znowu się spotkały. Cassidy poczuła, że wszystko jej się kotłuje w środku. - Po prostu chcę jeździć na moim koniu. - I będziesz. W swoim czasie. - Nie mogę czekać wiecznie. - Dwa tygodnie to nie wieczność. - Westchnął ciężko i wypluł tytoń. - Wiesz, Cass, na najlepsze rzeczy w życiu warto poczekać. Przynajmniej tak mówił mój stary, zanim się urwał. Ja go nie znałem, ale Chase często powtarza złote myśli faceta, który doszedł do wniosku, że nie ma ochoty tkwić w jednym miejscu i troszczyć się o dzieci i żonę. - Zaciągnął się papierosem. Zmarszczył czarne brwi. Przyglądał się jodle samotnie rosnącej w rogu wybiegu, ale Cassidy wiedziała, że myślami jest daleko stąd, w dzieciństwie pełnym biedy i bólu. - Moim zdaniem wszystko, co mówił Frank McKenzie to stek bzdur, ale Chase najwyraźniej uważa, że nasz ojciec był bogiem. - Zachichotał bez cienia radości w głosie. - Chase jest optymistą. Myśli, że któregoś dnia będzie tak bogaty, jak twój stary. Że będzie miał dom większy niż wasz. Wyobrażasz sobie? - A dlaczego nie? - zdziwiła się Cassidy. Odwrócił się do niej. Tym razem jego oczy nie błyszczały. Wyrzucił papierosa i zgasił go obcasem. - Bo jest pewna hierarchia. Są ci, którzy mają i ci, którzy nie mają. Chase po prostu nie wie, gdzie jest jego miejsce. Jest marzycielem. - A ty nie? - To strata czasu, Cass. - Zacisnął usta. - Koniec przerwy. - Nagle zdał sobie sprawę z tego, że rozmawia z córką właściciela. - Czas wracać do pracy. - Każdy marzy. - Marzą tylko idioci. Nie mogła się powstrzymać. Wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię, jakby nie chciała, żeby odchodził. Spojrzał na jej dłoń, a potem powoli podniósł głowę. Ich oczy spotkały się. - Musisz... musisz mieć marzenia. - Musiała coś zrobić, żeby rozmowa nie urwała się, żeby intymny nastrój i uczucie mrocznego pożądania, jakie zaczęło się w niej budzić, nie prysły. Usta Briga wykrzywiły się cynicznie. - Wierz mi, nie chciałabyś wiedzieć, o czym marzę - powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Cassidy oblizała wargi. - Chcę. Chcę wiedzieć. - Och, Cass, daj spokój. - Delikatnie zdjął jej palce ze swojego ramienia, ale nie spuszczał z niej wzroku. Po raz pierwszy w jego ciemnoniebieskich oczach zobaczyła tajemniczy błysk, głęboko skrywane uczute, iskierkę pożądania. - Wierz mi, im mniej o mnie wiesz, tym lepiej.
siebie za to, ale puści.
rozmawiać z żoną, jesteś teraz za bardzo podniecony. Mógłbyś ją
przecież najbardziej przerażający człowiek, jakiego widziałam na

- Sam kupuję karty telefoniczne do tańszych rozmów na długie

zdenerwowani. Jesteśmy przyjaciółmi, ale nasze drogi tylko czasami
- Trudno. I tak dawałaś się przez lata. Felicity wstała szybko i przeszła przez pokój. Chwyciła córkę za ramiona i uderzyła ją w twarz. Angela odchyliła głowę i uderzyła się o poręcz łóżka. - Ty suko! - krzyknęła dziewczyna. - Ty pieprzona suko! Następny porządny policzek. Felicity zabolała ręka. Skrzywiła się, gdy Angela mocno uderzyła głową w zagłówek. Dziewczyna zaczęła płakać. Felicity udawała, że nie widzi przerażenia w oczach córki, ani że zuchwałość szesnastolatki znika. - Nie doprowadzaj mnie do ostateczności, Angelo. - Felicity ledwie poruszała ustami. - Nie masz pojęcia, z czym walczysz. Nie spotkasz się z tym chłopakiem i koniec. A we wrześniu pójdziesz do szkoły świętej Teresy w Portland. Uczy tam jeszcze kilka zakonnic. Może one będą umiały nauczyć cię odpowiedniego zachowania. - Wyszła wyprostowana z pokoju. Chciało jej się wymiotować. Nigdy wcześniej nie uderzyła córki. Skręcało ją, gdy o tym myślała. Dorastała podziwiana przez ojca, który jednak nie miał żadnych oporów, żeby bić ją płaską stroną szczotki do włosów. Robił to, dopóki nie wyszła za Derricka. Ojciec chciał nauczyć swoją upartą córkę szacunku. Doświadczenia z dzieciństwa zrobiły swoje. Felicity obiecała sobie, że nie użyje przemocy wobec swoich dzieci, choćby nie wiem, co zrobiły. Czasami jednak kobieta musi wziąć na siebie nieprzyjemny obowiązek. Czasami trzeba złamać zasady. Jak dziś. A jeżeli Angela kiedykolwiek spróbuje wymknąć się do tego wstrętnego pryszczatego typka, to Jeremy Cutler będzie miał takie kłopoty, że się z nich nie wygrzebie. Felicity zbyt dobrze wiedziała, do czego kobieta może się posunąć dla mężczyzny. Doświadczyła już wszystkiego. Dała się poniżać, czuła potworny strach, ból, wściekłość i palącą zazdrość. Ale przeżyła. I da sobie radę z takim gnojkiem jak Jeremy Cutler. - Zadzwonisz? - Derrick usłyszał miękki kobiecy głos, gdy w pośpiechu szedł do samochodu. Obejrzał się przez ramię, zobaczył ją w drzwiach taniego motelu przy rzece Willamette. Była boso, ubrana jedynie w czarne jedwabne bikini. Miała dopiero szesnaście lat. Jej czarne włosy, błękitne oczy i uśmiech przypominały mu Angie, jego siostrę. Miała na imię Dawn. - Zastanowię się. - Derrick, powiedziałeś, że zadzwonisz. - Zapłaciłem ci, tak? - Wsiadł do ciężarówki. W środku było strasznie duszno. - Nie robię tego dla pieniędzy. Opuścił szybę. - Jasne. - Robię to, bo cię kocham. Boże! Mógł to usłyszeć każdy cierpiący na bezsenność w tym obskurnym motelu. Okna były pootwierane. Było po pierwszej w nocy. Włożył kluczyki do stacyjki i uruchomił silnik. - Dobrze. Masz jak wrócić? - Nie martw się o to. Tylko zadzwoń. - Dawn odgarnęła włosy niesamowicie zmysłowym ruchem. Było to niemal jawne zaproszenie. Stanik zsunął się jej lekko, ukazując jedną małą pierś. - Zadzwonię - obiecał. Wiedział, że Felicity zabiłaby go, gdyby dowiedziała się, że pieprzy się z dziewczyną, która jest w tym samym wieku, co ich córka. Z dziewczyną podobną do jego siostry, dziewczyną, która może pobiec na policję i wpędzić go w bardzo poważne kłopoty. Ale nie zrobi tego. Za bardzo lubiła biżuterię, ładne ciuchy i nowy mały kabriolet. Jej matka też pracowała w interesie i kiedy czasem Dawn nie było pod ręką, zajmowała się nim Lorna. On nigdy nie prowokował sytuacji, ale też nigdy nie odmawiał. Nie była tak młoda i ponętna jak jej córka, ale miała wprawny język i umiała gadać. Kiedy nie miał zbytniej ochoty, Lorna była naprawdę twórcza. Wynajdowała rozmaite stroje - stanik z otworami na brodawki, majtki bez kroku, i skórzany pas z podwiązkami, zdobiony metalowymi ćwiekami. Kusiła go, smagała batem, który łaskotał i ciął, pociągał i zadawał ból. Skóra Lorny nie była już jędrna. Przytyła, straciła szczupłą talię i chociaż miała o wiele większe piersi niż jej córka - olbrzymie góry ozdobione tatuażem kolibra, on wolał młody tyłek i uda, które potrafiły godzinami obejmować go w pasie. Nawet drobne piersi Dawn były podniecające, kiedy ściskała je i gięła się nad nim, pozwalając, żeby brodawki drażniły jego usta, a zaraz potem je cofała. Z Dawn mógł grać ostro. Uwielbiał, kiedy mówiła do niego: Tatusiu i błagała, żeby ją bił. Płakała, a on całował ślady po uderzeniach. Którejś nocy Dawn zaproponowała, żeby zostali w domu, zamiast jechać do motelu. Derrick zgodził się. Mieszkanie było zniszczone, dlatego sądził, że dziewczyna będzie zadowolona, że pojadą do hotelu, gdzie będą mieli obsługę. W pokojach śmierdziało dymem z papierosów i tłuszczem, który przywarł do piekarnika. Ale tej nocy Dawn była bardzo podniecająca - ubrana jak mała dziewczynka, z włosami związanymi w kitki. Nie sprzeciwiał się. Zaprowadziła go do pokoju matki. Rzucił ją na łóżko. Kiedy w najlepsze się z nią pieprzył, do pokoju weszła Lorna. Przyglądała się. Potem wkroczyła do akcji. Pochyliła się nad nim i przytrzymując swoje wielkie piersi, podsunęła mu balony z brodawkami wielkości półdolarówek.
ludziach w tym pomieszczeniu. Minęła Julię, nawet na nią nie

zupełnie nie zna się na hydraulice, Jack powiedział,


249
wyrostki i posępni mężczyźni ostentacyjnie obserwowali samochód,

i dawał szczegółowe instrukcje.

głową.
przy najodleglejszej ścianie. Kiedy usiadł, wyłożona plastykiem ława
się dziećmi. Po chwili jednak zreflektowała się i uświadomiła sobie,

- Tak. Dobrze - odpowiedziała krótko na wszystkie polecenia.

Pochyliła się i oparła czoło o twardy plastik kierownicy, nie mogąc
Jej włosy wyglądały jak rozświetlone słońcem, oczy
Zasłoniła ręką usta, starając się powstrzymać jęk.